Strona Główna >> Białoruś >> Kultura >> Vola Dzemka: „Im więcej zakotwień białoruskości, którymi możemy się posługiwać, tym większe szanse, aby przypominać sobie i światu: jesteśmy Białorusinami, istniejemy.”
Vola Dzemka: „Im więcej zakotwień białoruskości, którymi możemy się posługiwać, tym większe szanse, aby przypominać sobie i światu: jesteśmy Białorusinami, istniejemy.”
Białoruska z USA: Jak zbiera i przechowuje tradycyjne stroje ludowe.
Zenia w Zhabinskim stroju. Tutaj i dalej zdjęcia z albumu „Białoruskie stroje ludowe” Voli Dzemki". Źródło: volyadzemka.com
Ostatnio ukazał się album „Białoruskie stroje ludowe”: zbiór pięknych, autentycznych kostiumów z różnych regionów kraju. Jego osobliwość polega na tym, że autorką i inicjatorką projektu jest Białorusinka, producentka i reżyserka, mieszkająca w amerykańskim Seattle, Vola Dzemka.
To tam fizycznie znajduje się obszerna kolekcja strojów, które Vola starannie wyszukuje i nabywa za własne pieniądze na aukcjach, delikatnie restauruje i marzy o przekazaniu ich do muzeum, aby wszyscy zainteresowani mogli zobaczyć te niezwykłe dzieła na własne oczy.
Jeszcze jednym, istotnym do zrozumienia elementem, jest to, że Vola nie lubi mówić o tym, ale od kilku lat zmaga się z ciężką chorobą autoimmunologiczną. Pomimo tego wszystkiego - kompletowanie zestawów, maksymalnie zbliżoną do oryginałów rekonstrukcję brakujących elementów, delikatne naprawy koronek i haftów, dobieranie korali i guzików, sesje zdjęciowe modeli - robi to dosłownie między przerwami między „chemioterapią”. Robi to, można powiedzieć, pomimo wszystkiego, co się dzieje. Nazywa to „leczeniem urodą”.
O swojej walce z „pełzającym imperializmem”, ratowaniu białoruskich i ukraińskich strojów ludowych oraz marzeniu o stworzeniu muzeum strojów ludowych Vola opowiedziała w wywiadzie dla „Solidarności”."
"Wstać i pracować, bez innych opcji"
— "To już drugie wydanie albumu — pełnokolorowe, dwujęzyczne, na 140 stronach w wersji papierowej i elektronicznej. Pierwsza wersja, którą wydaliśmy w 2021 roku, była bardziej katalogowa, po prostu pokazująca, co udało się zgromadzić w kolekcji "— mówi dziewczyna.
Od 2009 roku razem z innymi członkami zespołu folkowego VOLYA wykonuje starożytne białoruskie pieśni w USA, na własny koszt zorganizowała ekspedycję etnograficzną, nakręciła o niej film, a także stworzyła jedną z największych poza granicami kraju prywatnych kolekcji autentycznych strojów.
Rozpoczęła się ta historia od koszuli niehluśkiej, zakupionej na eBay jako „ruska”. Teraz w kolekcji znajduje się 234 elementy odzieży i akcesoria, obejmujące ponad 30 strojów świątecznych z XIX-XX wieku (głównie damskich, ale są też kilka męskich kompletów).
- "Album przygotowywałam bardziej zróżnicowany, dobierając stroje z konkretnych regionów - zarówno suknie, jak i wianki (które w Białorusi prawie nie istnieją, więc zamawiano je u rzemieślników lub rekonstruowano samodzielnie). Innymi słowy, to poważna, głęboka i pracochłonna praca" - tłumaczy Vola.
Poprzednia wersja wydania zyskała popularność dzięki modelce, Zenie - przybranej siostrze chrzestnej Voli. Stroje małych rozmiarów doskonale pasowały do dziewczynki nastoletniej, natychmiast zamieniając się z muzealnych eksponatów w część kultury ludowej - żywej i pięknej. I ile już było pytań, czy dziewczyna ma narzeczonego.
Z drugim albumem było inaczej. Ze względu na pewne okoliczności, Zenia mogła dołączyć do pracy tylko częściowo. I tutaj, jak przez cud, znalazła modeli w agencjach amerykańskich („wszystkie są bardzo piękne, mają świetne oczy, ale wyobrazić je w białoruskiej koszuli jest niemożliwe”), Vola wspomniała o Białorusinach, Antosiu i Dashe Slabadzie - mężu i żonie. Oboje z Mińska, ale teraz również mieszkają w Seattle. Nawiasem mówiąc, pracowali za darmo - powiedzieli, że to ich wkład w zachowanie białoruskiej kultury.
"Makiet albumu został przekazany projektantowi 23 lutego. I nie wiadomo, czy by się ukazał, bo w strasznych realiach wojny mówienie cokolwiek o białoruskiej kulturze wydawało się bezsensowne.
— “Nastał 24 luty, i znów wszyscy z nas, jak w sierpniu 2020 roku, zamarliśmy, — wspomina Vola. — Ale pewnie przez to, że od dwóch lat żyjemy w stanie ciągłego stresu, wrócić do produktywności u Białorusinów, moim zdaniem, udało się szybciej.
Bo my po prostu już wiemy, jak spaść tak, aby potem wstać i ruszyć dalej, i nie mamy czasu, aby siedzieć i zajmować się samobiczowaniem — trzeba wstać i pracować, bez wyboru.”
Tak, wydawanie albumu teraz było dziwne. Nawet nie udało się ułożyć w głowie jakiegoś konceptu — jak przyciągnąć uwagę ludzi od pomocy weteranom, uchodźcom, wsparcia innych ważnych projektów. A potem, zwłaszcza po tym, jak w Białorusi zaczęto zamykać prywatne wydawnictwa, interesować się Białorusinami dla samej białoruskości — tu właśnie zaszła myśl, że każdy krok ku temu, aby zachować białoruskość, nie pozwoli jej rosnąć w tej ciemności, która nas dusi, to właśnie to, co możemy robić, gdy inne możliwości są ograniczone.
Białoruskie stroje to to, co kocham i co robię dobrze. I kiedy Alena Dzianisava pracowała nad makietą, ostatecznie zdecydowano: trzeba wydać. Bo im więcej zakotwień białoruskości, za które można się złapać, tym większe szanse przypomnienia sobie i światu: jesteśmy Białorusinami, jesteśmy.
Tak, wojna trwa, nie wiemy, jak długo potrwa ani jaki będzie jej wynik. Dopóki istnieje możliwość, dopóki nie „wyczyszczono” wszystkiego z naszego dziedzictwa, a białoruski język nie jest jeszcze zakazany — trzeba działać.
Odpowiedź na masową rusyfikację i gwałtowne zniszczenie kultury rodzimej.
W kolekcji znajduje się teraz także ukraiński strój - już 17 (106 elementów), niektóre udało się uratować praktycznie cudem. Ukraińska diaspora w Seattle zainspirowała się pomysłem zorganizowania wspólnej białorusko-ukraińskiej wystawy i zaproponowania jej lokalnemu muzeum sztuki.
Badaczka, doktorantka katedry słowiańskich, wschodnioeuropejskich i euroazjatyckich języków i kultur na Uniwersytecie Kalifornijskim Sasha Reyzar przy wsparciu dziennikarki i pisarki Tatiany Zamirovskiej przygotowały Mission Statement - popularno-naukowe wyjaśnienie, dlaczego zespół folklorystyczny VOLYA i jego projekty są teraz szczególnie ważne.
Stroje jako część tradycyjnej kultury, ich tłumaczenie - to nie tylko piękne kaftany, chusty i fartuchy zrobione przez zdolne ręce, ale także potężne narzędzie samoświadomości i antykolonialnego oporu: „Odpowiedź na masową rusyfikację i gwałtowne zniszczenie rodzimej kultury w regionie przez historyczny i współczesny imperializm rosyjski. W językach wschodniosłowiańskich „volya” oznacza „wolność”, i to właśnie do tego dążymy."
— “Oczywiście, muzeum to plany na przyszłość, na razie to tylko propozycja, bo dotarcie do muzum jest dosyć trudne. A póki co, robię to, co mogę, aby zwrócić uwagę na kwestię białoruską i żeby Białoruś nie była kojarzona tylko jako rosyjski agresor.”
Z tego, co już udało się zrealizować, zorganizowany został charytatywny wieczór z pokazem mody, a środki z niego przekazano na pomoc uchodźcom z Ukrainy. Imprezę zorganizowali znajomi Voli, a ona sama wybrała kilka strojów z własnej kolekcji.
Pierwsze z nich, jak wspomina, znalazły się u niej prawie przypadkowo — nie mogła znaleźć spódnicy do białoruskiego stroju z Bragi, ale za to trafiła na podobne komplety z Czernihowa — i okazały się one bardzo podobne.
— “Zwykle dla znawców stroje etniczne kosztują dość sporo, czasami jak skrzydło samolotu, a tutaj cieszyłam się, że wszystko było w dobrym stanie i w adekwatnej cenie. Zamówiłam kilka południowych strojów, których nie było jeszcze w białoruskiej kolekcji. Udało mi się zgromadzić dwa kompletne zestawy, z Kijowa i Czernihowa.”
Zauważyłam, że dziewczyny-wolontariuszki z funduszu, zbierającego pieniądze na wodę, jedzenie, leki dla uchodźców i tych, którzy żyją w przygranicznych regionach, zorganizowały charytatywny wieczór z okazji Dnia Koszuli Haftowanej. A ponieważ to moi znajomi, zaoferowałam im gotowe stroje, później koleżanka poprosiła mnie, a ja zebrałam jeszcze przez moje kanały rzeczy na trzy ukraińskie stroje.
W skrócie, ten charytatywny wieczór ostatecznie odbył się, przeprowadzono aukcję — wszystko się udało, łącznie z naszymi eksponatami, udało się zebrać, zdaje się, 38 tysięcy dolarów. Teraz umówiliśmy się, że ja ofiaruję i doprowadzę do porządku kolekcję ukraińskich strojów, a dziewczyny spróbują przeforsować ją do muzeum.
"Nie przy wsparciu państwa, a przeciwko niemu"
Dosłownie kilka godzin temu Dzień Koszuli Haftowanej był szeroko obchodzony także na Białorusi — kolorowe święta z pokazami mody i zagranicznymi posłami w białoruskich strojach organizowało MSZ, a minister Makej twierdził, że haftówkę trzeba nosić częściej. Ale od 2020 roku atmosfera zmieniła się na represje, „nieprawidłową” białoruskość, a sklepy z narodową symboliką zaczęły być oczyszczane, a święta zostały sformalizowane, zideologizowane i włączone w struktury Belaruski Respublikanski Sayuz Moladzi (Białoruski Republikański Związek Młodzieży - to organizacja młodzieżowa działająca na Białorusi. Jest to oficjalna struktura, której cele i działalność są zazwyczaj związane z polityką państwową i oficjalną ideologią). Dziś w kraju czerwony ornament na białym liczy się jako protest przeciwko władzy.
Pytam Voli, czy jest wart ciężar odpowiedzialności za zachowanie tej części białoruskiej kultury.
— “Szczerze mówiąc, robię to dlatego, że nie mogę tego nie robić, — uśmiecha się ona. — Bo rozumiem, że w takim formacie w dzisiejszej Białorusi to po prostu niemożliwe.”
Wyobraź sobie: w stolicy kraju nie ma nawet normalnego muzeum strojów ludowych, a co dopiero muzeum sztuki ludowej. Jest w Robczycach, tam w filii muzeum sztuki prezentowane są bardzo piękne wzory ludowych rzeźb, w tym wiejskie zestawy. Ale w stolicy — zero.
I gdzie zobaczyć to bogactwo i różnorodność tradycyjnego stroju, gdy nawet album „Białoruski strój ludowy” Romaniuka został wydany w 1981 roku i pozostał w rękach tylko kilku znawców?
Szczerze mówiąc, to moje marzenie — aby w Mińsku powstało muzeum narodowego stroju. Nie zamknięta dla szerokiej publiczności kolekcja, jak w Akademii Nauk, nie cztery eksponaty na całą historię (przypominamy, że z muzeum usunięto postaci Jagiełły i Witolda razem z ubiorem szlacheckim po skardze, „co tu robią polscy okupanci”), idealnie, aby każdy Białorusin miał swój strój, choćby nawet prosty, ale białoruski, a nie ruski kakoshnik i „w polu stała brzozka”(ruska narodowa piosenka)."
Ale teraz rzemieślników, ludowych mistrzów, nie tylko brakuje: są tu, tu i tam, na kraj o 9,5 miliona ludzi zdecydowanie za mało. Kiedy pracuję nad ukraińskimi strojami, chce się płakać, bo w każdym regionie mają swoje ośrodki dziedzictwa, do których można się zwrócić, a oni udzielą porady, gdzie zamówić komplet.
W Białorusi to albo sklepy, które nie są zainteresowane maszynowym haftem i dość dziwnie wyobrażają sobie ludowe stroje, albo musisz starannie poszukać kilku rzemieślników, którzy ci pomogą. Przy czym wszystko to odbywa się nie przy wsparciu państwa, ale wręcz przeciwnie.
Jak pokazały wcześniejsze dni haftu, gdy się go nie ściska, rozwija się - bo wszystko naturalne rozwija się samo, wystarczy tylko nie przeszkadzać. A póki co - robimy, co możemy, żeby zachować swoje. Oczywiście, z nakładem 300 egzemplarzy nasz album nie zmieni sytuacji. Ale to jeden z kamyczków w tej sprawie, a nawet 300 kamyczków - lepiej niż zero.
P.S. Wola Dzjemka kontynuuje zbieranie i odnawianie kolekcji etnicznych strojów, dzieli się swoimi zdobyczami z ludowymi mistrzami i kierownikami dziecięcych kółek zainteresowań, a teraz przyjmuje także migrantów z Ukrainy.
Tutaj można wirtualnie przejrzeć album białoruskich strojów i zamówić go w formie papierowej lub elektronicznej:
a tutaj - wesprzeć samą Wolę:
Dział: Kultura
Autor:
Victoria Prakapovich, „Solidarność” | Tłumaczenie: Palina Siamenava