Strona Główna >> Białoruś >> Społeczeństwo >> „Tyrania nie trwa wiecznie”. Wywiad z Ivonką Survillą, która 80 lat temu wyemigrowała z Białorusi

2024-05-08 17:14:14

„Tyrania nie trwa wiecznie”. Wywiad z Ivonką Survillą, która 80 lat temu wyemigrowała z Białorusi

Białoruś opuściła w 1944 roku, mając zaledwie osiem lat. Przez pewien czas mieszkała z rodzicami w Danii, następnie rodzina przeniosła się do Francji. Po ślubie przeprowadziła się do Hiszpanii, na czele której stał wówczas dyktator Francisco Franco, a później los zesłał ją do Kanady.

Ivonka Survilla w czasie studiów na Sorbonie. Paryż, lata 50. XX wieku. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survilli 

W wieku dorosłym Białoruś odwiedziła tylko raz, ale jej droga życiowa zawsze była związana z ojczyzną. Od 27 lat Ivonka Survilla jest ósmym przewodniczącym Rady Białoruskiej Republiki Ludowej. „Zerkało” rozmawiało z nią o różnicach między „starą” i „nową” falą białoruskiej emigracji, dyktatorach Franko i Łukaszence, śmierci córki oraz relacjach ze Swietłaną Tichanowską i Zenonem Poznyakiem. 

„W domu mówili tylko po białorusku” 

- Urodziłaś się w 1936 r. w Stołbcach, wraz z rodzicami opuściliście Białoruś w 1944 r. Dlaczego zdecydowali się na ten krok? 

- Kiedy bolszewicy po raz pierwszy przybyli na Białoruś Zachodnią w 1939 roku, aresztowali mojego ojca i skazali go na pięć lat zesłania na Syberię, ale nie mieli czasu go wysłać. Przesiedział w więzieniu dziewięć miesięcy, a kiedy bolszewicy uciekli przed nacierającym frontem niemieckim, więźniowie rozbili mur więzienia i uciekli. Dlatego moi rodzice wiedzieli, co ich czeka po przybyciu armii sowieckiej. Z inicjatywy matki trafili do uchodźcy z trójką małych dzieci – mną, młodszym bratem Lenikiem i ośmiomiesięczną siostrą Predsławą . 

- Jakie wspomnienia z ojczyzny masz z dzieciństwa? 

- Najlepsze wspomnienia są z Zasuła (wieś w powiecie stołbckim), gdzie spędzałam dużo czasu z dziadkami, aż do czasu, gdy miałam sześć lat, a rodzina przeprowadziła się do Baranowicz. Wyjechaliśmy, bo partyzanci szukali mojej mamy, żeby ją zastrzelić – uczyła dzieci w białoruskiej szkole. 

W Baranowiczach chodziłam do szkoły białoruskiej, uczyłam się pisać po łacinie i cyrylicy, dużo rysowałam, za co mnie chwalono. Życie w Baranowiczach było jednak bardzo trudne; pamiętam straszne bombardowania z 1944 roku, kiedy usłyszeliśmy świst bomb i drżeliśmy w rowie wykopanym przez tatę niedaleko domu. 

Івонка Сурвіла (у цэнтры) з бацькамі ў Стоўцах, зіма 1936-1937 гадоў. Фота прадастаўленае суразмоўніцай

Ivonka Survilla z rodzicami w Stołbcach, zima 1936–1937. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survilli 

- Potem mieszkała Pani w Danii, a od 1948 r. we Francji. W jakim wieku zdałaś sobie sprawę, że jesteś Białorusinką? Czy był to proces naturalny, wynikający z białoruskiego pochodzenia Twojej rodziny, czy też coś spowodowało pojawienie się świadomości narodowej? 

- Zawsze wiedziałam, że jestem Białorusinką. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym być kimś innym. W domu mówiono wyłącznie po białorusku. W Danii, w obozie dla uchodźców, tata zaczął uczyć mnie i mojego brata – razem z matematyką opowiadał historię Białorusi, dyktując teksty po białorusku o Rognedzie i Rogwołodzie , ilustrując je rysunkami, które podziwialiśmy. Później czytaliśmy z bratem na głos „Symona-Muzykę” Kołasa, podając sobie książkę, gdy przez łzy nie mogliśmy już dalej czytać (książkę przywiózł nam do Danii Mikoła Abramchik , przewodniczący Rady BNR). 

Івонка Сурвіла з бацькамі і братам у Даніі, 1946 год. Фота прадастаўленае суразмоўцай

Ivonka Survilla z rodzicami i bratem w Danii, 1946 rok. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survilli

„Dyktator Franco podjął kroki w kierunku pojednania obywatelskiego. Łukaszenka nie ma czegoś takiego” 

- Kiedy przeprowadziłaś się do Hiszpanii, krajem tym rządził dyktator Francisco Franco. Co to była za dyktatura? Jak ją pamiętasz? 

- Do Hiszpanii przeprowadziłam się po ślubie z Jankiem Survillą , który ukończył tam studia ekonomiczne na Wydziale Ekonomicznym i razem z nim przygotowywałam białoruskie audycje radiowe z Madrytu. Był rok 1959, ponad dwie dekady po wojnie secesyjnej. Franco starał się zapewnić spokój życia, gdyż kraj w dużej mierze utrzymywał się z turystyki. Hiszpanie uwielbiali krytykować reżim, ale gdy zwracaliśmy im uwagę, że Franco jest stary i wkrótce odejdzie, zwykle wyrażali nadzieję, że dożyje stu lat. 

Franco był oczywiście dyktatorem, ale na starość podjął pewne kroki w kierunku pojednania obywatelskiego. Niczego takiego nie widać u Łukaszenki, który wręcz przeciwnie, pogłębia rozłam w społeczeństwie i coraz bardziej zaostrza represje. 

- Twoje córki Anna i Paulina urodziły się w Hiszpanii. Jaki jest ich język ojczysty? Czy celowo wychowywałaś ich w duchu białoruskim, czy świadomość białoruskości przyszła do nich w bardziej dojrzałym wieku? 

- Janka i ja wychowaliśmy Anię i Paulinkę na Białorusinki, tak jak nasi rodzice wychowali mnie i mojego brata Lenika. Ich językiem ojczystym jest oczywiście białoruski. Chociaż obie od dzieciństwa mówiły także po hiszpańsku, francusku i angielsku. 

Ганна, Івонка, Паўлінка і Янка Сурвілы за калядным сталом. Мадрыд, 1964 год. Фота прадастаўленае суразмоўніцай

Anna, Iwonka, Paulinka i Janka Survilla przy wigilijnym stole. Madryt, 1964. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survilli 

- Jak żyją teraz wasze córki? Czym się zajmują i czy angażują się w życie Białorusi? 

- Najstarsza córka Anya mieszka we Francji. Z wykształcenia jest matematykiem, pracuje w konsultingu. 

Najmłodsza Paulinka mieszkała w USA. Była profesorem na Wydziale Nauk Humanistycznych Wartburg College (Iowa), specjalizującym się w etnomuzykologii i muzykologii. Napisała między innymi kilka opracowań naukowych na temat białoruskich muzyków rockowych (były to pierwsze tego typu prace w Ameryce). Wraz z pierwszym ambasadorem USA na Białorusi Davidem Swortzem utworzyła Centrum Studiów Białoruskich w Southwestern College w Kansas i pełniła funkcję jego dyrektora wykonawczego. Ośrodek ten dał młodym naukowcom z Białorusi możliwość szkolenia w Ameryce. Życie Paulinki zostało przerwane cztery lata temu w wyniku nagłej i ciężkiej choroby, na którą nie ma jeszcze lekarstwa. Była to ogromna strata dla mnie i całej naszej rodziny. Ze względu na pandemię i kwarantannę nie mogłam się z nią pożegnać. 

Івонка Сурвіла, Таледа, Іспанія, 1960 год. Фота прадастаўленае суразмоўніцай

Ivonka Survilla, Toledo, Hiszpania, 1960. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survilli

„Niemal codziennie musieliśmy udowadniać, że jesteśmy Białorusinami” 

- W 1969 roku przeniosłaś się z rodziną do Kanady. Dlaczego podjęłeś taką decyzję? 

- Przede wszystkim ze względów materialnych. Pojawiła się szansa na pracę związaną z moją wiedzą i umiejętnościami. 

-Jak byli wówczas postrzegani Białorusini w Kanadzie? Czy Kanadyjczycy zrozumieli, że są odrębnym narodem, a nie częścią szarego, bezosobowego narodu radzieckiego? 

- Kiedy przyjechałam do Kanady, Białorusini byli postrzegani dokładnie tak, jak mówisz – jako część narodu radzieckiego. Przynajmniej większość. 

Prawie codziennie musieliśmy udowadniać, że jesteśmy Białorusinami. Choć warto powiedzieć, że zawsze spotykaliśmy się z życzliwością ze strony rządu kanadyjskiego, w Kanadzie zwraca on uwagę na potrzeby mniejszości narodowych. Ale na zwykłym, codziennym poziomie było inaczej. 

- W Pani oficjalnej biografii na stronie internetowej Rady BNR jest napisane, że zajmowała się Pani malarstwem i brała udział w 30 wystawach sztuki w Kanadzie i USA. Czy żałujesz, że nie zostałaś zawodową artystką? 

- Bardzo niewielu ludzi na Zachodzie może zarabiać na tak zwanej „sztuce zawodowej”, zazwyczaj mają inną pracę; Jeśli mają szczęście, wykładają na uniwersytetach, ale większość zmuszona jest żyć z tego, co nie ma nic wspólnego ze sztuką. 

Przez całe życie byłam także zaangażowana w działalność związaną ze sprawą białoruską. Nie było dużo czasu na rysowanie. Miałam nadzieję, że po przejściu na emeryturę (pracowałam w agencji rządowej zajmującej się tłumaczeniami dokumentów urzędowych) w końcu zajmę się sztuką. Ale w 1997 r. Zostałam wybrana na przewodniczącą Rady BPR i te nadzieje się nie spełniły, ponieważ sprawy Rady dosłownie zajmują cały mój czas.

Івонка Сурвіла з групай беларускіх дзяцей з чарнобыльскіх раёнаў. Квэбек, Канада, 1992 год. Фота прадастаўленае суразмоўніцай

Ivonka Survilla z grupą białoruskich dzieci z okolic Czarnobyla. Quebec, Kanada, 1992. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survilli

Chcę powiedzieć, że ani ja, ani nikt z moich bliskich nie otrzymuje ani centa za swoją pracę w Radzie. Rada BNR nie ma środków od państw, organizacji międzynarodowych, fundacji, a my mamy jedynie składki członkowskie od bliskich i „Dar Sakavika” (fundusz wsparcia Rady BNR), zbierane przez diasporę. 

Są to bardzo skromne środki. Pokrywają część wydatków biurowych, rzadkie wyjazdy, staramy się także wspierać inicjatywy kulturalne. Wiem od siebie i moich najbliższych kolegów, że działalność w Radzie jest wręcz przeciwnie, w sensie finansowym, nieopłacalna – ludzie wydają część własnego budżetu rodzinnego. Ale nie żałujemy, bo pracujemy dla Białorusi. A ja, jeśli powrócimy do Twojego pytania, choć czasami żałuję, że los nie do końca związał mnie ze sztuką, to związał mnie z Białorusią. Moi rodzice mieszkali na Białorusi, tak mnie wychowali, nie wyobrażam sobie innego losu dla siebie. 

- Jak i kiedy rozpoczęliście współpracę z Radą BNR? 

- Wzięłam ślub z Jankiem, gdy był już w Radzie BPR, a ja osobiście wstąpiłam do niej w latach 70. XX wieku. Ale to jest oficjalne, w rzeczywistości w młodości brałam udział w białoruskich wydarzeniach organizowanych przez Radę. 

Янка і Івонка Сурвілы падчас вяселля. Сартрувіль, Францыя, 1959 год. Фота прадастаўленнае суразмоўцай

Yanka i Ivonka Survilla podczas ślubu. Sartrouville, Francja, 1959. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survilli

- W ubiegłym roku została Pani ponownie wybrana na przewodniczącą Rady BPR na kolejną sześcioletnią kadencję. Kierujesz organizacją od 27 lat. Dlaczego nie było następcy ani następczyni? 

„Byłoby dziwne, gdyby, jak mówisz, nie znaleziono ich.” Jednak na sesji Rady BNR poproszono mnie, abym nadal pełniła funkcję przewodniczącej. 

Naprawdę współczuję „nowym” emigrantom 

- Teraz Białorusini, którzy opuścili swój kraj, mają problemy z uzyskaniem dokumentów i wymianą paszportów. Jak rozwiązywano kwestie legalizacji Białorusinów za granicą w drugiej połowie XX wieku? Czy łatwo było uzyskać zezwolenie na pobyt lub obywatelstwo? 

- Wiem, że kwestia dokumentów nie jest łatwa, bardzo współczuję „nowym” emigrantom. Ale zawsze tak było. Trzeba było przejść przez wiele biurokratycznych procedur. Tyle że mnie to osobiście nie dotyczyło – byłam mała i moi rodzice tak robili. I był jeszcze jeden problem: Białoruś nie istniała jako suwerenne państwo (była częścią ONZ, ale uważano to za formalność), niewiele osób o tym wiedziało. 

W niektórych krajach istniała nawet instrukcja dla urzędników rejestrowania Białorusinów jako Rosjan, o czym dowiedzieliśmy się znacznie później. Teraz uchodźcy z Białorusi nie mają już takiego problemu. 

- Jak oceniasz dzisiejszy stan diaspory białoruskiej? Czy współcześni białoruscy emigranci bardzo różnią się od tych, którzy otaczali Cię w młodości? 

- Mogę mówić o pokoleniu moich rodziców, czyli o powojennej emigracji. Podobnie jak teraz, wówczas tysiące Białorusinów rozsianych było po całym świecie. Powszechne jest również to, że powojenni emigranci (oczywiście mówię o większości tych, których znałem osobiście) wierzyli w szybki powrót do ojczyzny, a swoją sytuację postrzegali jako przejściową. To samo myśleli o swoich dzieciach. Być może dopiero w połowie lat 50. zaczęto budować własne nieruchomości. 

Ale kiedy starali się zapewnić swoim dzieciom dobre wykształcenie, myśleli także o Białorusi, o tym, jak młodzi ludzie wykorzystają swoją wiedzę i umiejętności nie za granicą, a w swojej ojczyźnie. Dziś wydaje mi się, że większość tych, którzy po wydarzeniach roku 2020 zmuszeni byli uciekać przed represjami za granicą, także wierzy, że mroczne czasy nie potrwają długo. Tym, co wyróżniało powojennych emigrantów i ich dzieci z obecnej fali, były silne wartości narodowe niemal wszystkich z nich. Od dzieciństwa rozumieliśmy znaczenie Aktu 25 Marca, ogłoszenia niepodległości Białoruskiej Republiki Ludowej. O języku białoruskim nie ma nic do powiedzenia; nie można sobie wyobrazić, że moi rodzice, ja lub moje córki zapytalibyśmy: „Co za różnica, w jakim języku się mówi?” 

Івонка Сурвіла з аўтаркай гімна «Магутнага Божа» паэткай Наталляй Арсеньевай, ЗША, 1990 год. Фота прадастаўленае суразмоўніцай

Ivonka Survilla z autorką hymnu „Magutny Boża”, poetką Natalią Arsenyevą, USA, 1990. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survilli

- Jak myślisz, dlaczego Łukaszenka w ogóle stał się możliwy na Białorusi? 

- Przyczyn można wymienić wiele, ale główną z nich jest niski poziom świadomości narodowej dużej części społeczeństwa. A to z kolei było skutkiem ponad dwóch wieków przymusowej rusyfikacji, najpierw przez carat, a potem przez komunistyczne reżimy Moskwy. 

Białorusinom wmawiano, że nie mogą mieć własnego państwa i samodzielnie budować własnego losu. Łukaszenka robi to samo. 

- Czy spodziewałaś się, że w 2020 roku Białorusini pójdą na takie masowe protesty? Jak się czułaś, gdy dowiedziałaś się o tych wydarzeniach? Czy ma Pani wyjaśnienie, dlaczego setki tysięcy Białorusinów wyszło protestować pod flagami narodowymi? „Odczułam wielką radość, że Białorusini chcieli skorzystać z przysługującego im prawa do wyboru własnego rządu. I że robili to pod biało-czerwono-białymi flagami i pod „Pahonią”. W najbardziej krytycznym momencie Białorusini zwrócili się ku swojej pierwotnej, narodowej tożsamości. Również wielu (choć nie wtedy, ale później) przemyślało swój stosunek do języka białoruskiego, przestało postrzegać go jako coś wtórnego, a nawet niepotrzebnego. To bardzo dobry znak. A to daje nadzieję na przyszłość. 

Івонка Сурвіла з Зянонам Пазняком, Васілём Быкавым і Сяргеем Навумчыкам на святкаванні Дня Волі. 25 сакавіка 2000 года, Прага, Чэхія. Фота прадастаўленае суразмоўніцай

Ivonka Survilla z Zenonem Poznyakiem, Wasilem Bykowem i Siergiejem Naumczykiem na obchodach Dnia Wolności. 25 marca 2000, Praga, Czechy. Zdjęcie z archiwum Ivonki Survill

- Ile razy przyjeżdżała Pani do ojczyzny po przymusowym opuszczeniu kraju z rodzicami? 

- Niestety, w ciągu 80 lat Białoruś odwiedziłam tylko raz, kiedy pojechałam na konferencję „Świat po Czarnobylu” zorganizowaną przez Giennadija Gruszewa (założyciela i szefa Fundacji Dzieci Czarnobyla, zastępcę Rady Najwyższej Białorusi XII kadencji - wyd.) w 1992 r. 

Razem z moją przyjaciółką Ziną Gimpelewicz (jest filologiem, w jej pracach znajduje się książka o Wasiliju Bykowie ) utworzyliśmy fundusz na pomoc ofiarom Czarnobyla w Kanadzie, udało nam się zebrać całkiem sporo pieniędzy na zakup leków i sprzętu medycznego i organizowania leczenia białoruskich dzieci w Kanadzie. Dlatego zostałam zaproszona do Mińska. W tym czasie krajem nadal kierował Stanisław Szuszkiewicz. 

Największego szczęścia w życiu doświadczyłam, gdy samolot wylądował w Mińsku. Spędziłam wtedy 12 dni na Białorusi i do dziś żyję wspomnieniami. Jedyne, co mi się nie podobało, to to, że musiałam wysłuchiwać  informacji na konferencji w tłumaczeniu na język angielski z rosyjskiego, bo nie rozumiałam rosyjskiego. 

- Za czym najbardziej tęsknisz na Białorusi? 

- Tęsknię za wszystkim. Za ziemią moich przodków, za wspaniałymi ludźmi, których wtedy spotkałam, za dziedzictwem historycznym, które udało mi się zobaczyć - wciąż nieodrestaurowany zamek Mir i kościół w Stołbcach, gdzie zostałam ochrzczona, za Żodiszkami, gdzie widziałam dom w w którym dorastał mój mąż Janka i który według Zasuli tak często wspominam, choć nasz dom rodzinny należał do jakiegoś kołchozu i z gospodarstwa dziadka i piękna krajobrazów, które pamiętałam z dzieciństwa, nie pozostało nic. 

„Swietłana Tichanowska wykonuje świetną robotę w swojej pracy” 

- Jakie są twoje relacje z Swietłaną Tichanowską? Czy często się komunikujesz? O czym dyskutujesz, o czym mówisz? 

„Niejednokrotnie mówiłam, że Swietłana Tichanowska wykonuje świetną robotę w swojej pracy. Informuje świat o Białorusi, o losach naszego narodu pod przywództwem promoskiewskiego dyktatora, o naszym pragnieniu spokojnego życia na naszej wolnej ziemi, bez wojen i bez zastraszania. Oczywiście wspieram jej działalność. Szczególnie miłe było nasze ostatnie spotkanie w Kanadzie, prywatnie rozmawiałyśmy z nią m.in. o tym, jak zachować białoruskość u Białorusinów w obecnej skrajnie niekorzystnej sytuacji. 

Івонка Сурвіла і Святлана Ціханоўская. Канада, 15 сакавіка 2024 года. Фота: прэс-служба Святланы Ціханоўскай

Ivonka Survilla i Swietłana Tichanowska. Kanada, 15 marca 2024 r. Zdjęcie: służba prasowa Swietłany Tichanowskiej

- Czy masz kontakt z Zenonem Poznyakiem? Co sądzisz o jego krytyce wobec Swietłany Tichanowskiej? 

- Jestem bardzo wdzięczna Zenonowi za jego niedawne przemówienie, które poświęcił BPR i w którym nazwał BPR cudem w życiu naszego narodu. Radzę przeczytać każdemu Białorusinowi. Spotykamy się, kiedy jestem w Nowym Jorku. Nie zawsze się zgadzamy, ale oboje życzymy naszemu narodowi jedynie świetlanej przyszłości. 

- Czy można prognozować, kiedy i jak zakończy się obecna sytuacja? Kiedy setki tysięcy Białorusinów, którzy opuścili kraj w 2020 roku, będą mogły wrócić do domu? 

- Nie lubię przewidywać, bo nigdy nie wiadomo, jakie przyczyny mogą się niespodziewanie pojawić i jak wpłyną one na sytuację. 

Z drugiej jednak strony historia ludzkości uczy, że tyrania nie trwa wiecznie. A w naszych czasach procesy w polityce i społeczeństwie zachodzą znacznie szybciej niż pół wieku temu. Jestem przekonana, że Białorusini „nowej” fali emigracyjnej, o której mówisz, muszą gromadzić wiedzę i doświadczenie oraz być gotowi zastosować je u siebie. 

 

Autor:
Zerkalo | Tłumaczenie: Palina Siamenava

Żródło:
https://news.zerkalo.io/life/67098.html?tg=9&

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.