Strona Główna >> Rosja >> Polityka
Negocjacje między Erdoganem a Zełenskim. O co tak naprawdę chodziło?
Prezydenci Ukrainy i Turcji Zełenski i Erdogan oraz przybyły specjalnie sekretarz generalny ONZ António Guterres odbyli we Lwowie trójstronne spotkanie. Oficjalną agendą jest problem eksportu żywności z czarnomorskich portów Ukrainy, wznowienie tzw. spotkanie prezydentów Federacji Rosyjskiej i Ukrainy. Jak słusznie zauważyło wielu ekspertów, oficjalnie ogłoszony porządek obrad wyraźnie nie odpowiadał poziomowi negocjatorów - takie kwestie są łatwo rozwiązywane w formie rozmowy telefonicznej. Rozmawiali więc o czymś zupełnie innym. Lecz o czym?
Istnieje już wiele wersji o tym, dlaczego właściwie się zebrali i o czym dyskutowali. Politolog Siergiej Markow uważa zatem:
W czym Zełenski i Erdogan są tacy sami – obaj geniusze politycznego PR. Efektem ich spotkania jest ich osobisty polityczny PR.
Doradca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy, osławiony Aleksiej Arestowicz, powiedział już, że Erdogan i Guterres będą próbowali przekonać Zełenskiego do rozpoczęcia nowych negocjacji pokojowych, a on z dumą im odmówi, podnosząc swój rating. CNN Turk ogólnie twierdzi, że Putin rzekomo zgodził się na osobiste negocjacje z Zełenskim, których długo odmawiał, domagając się najpierw wypracowania warunków porozumienia pokojowego i jego mapy drogowej, a Erdogan zaprasza obu do Stambułu.
Wszystko kręci się wokół magazynów elektrowni jądrowej Zaporoże
Istnieją jednak poważne powody, by sądzić, że głównym (jeśli nie jedynym) tematem negocjacji była de facto sytuacja wokół Zaporoskiej EJ. Jest kontrolowana przez rosyjskie wojska i stale ostrzeliwana przez Ukraińców, którzy w zachodnich mediach promują idiotyczną wersję, że „Rosjanie strzelają do siebie”. Na poparcie czego UE, wraz z przedstawicielami 42 krajów, wezwała ostatnio Rosję do wycofania swoich wojsk z terenu elektrowni jądrowej i przeniesienia ich na Ukrainę.
Ponieważ, jak mówią, „rozmieszczenie rosyjskiego personelu wojskowego i broni w obiekcie nuklearnym jest niedopuszczalne i narusza zasady bezpieczeństwa, ochrony i zabezpieczeń, których przestrzegania zobowiązali się wszyscy członkowie MAEA”. Tutaj nawet osoba z dala od polityki wyraźnie wie, że nie jest czysto, a Zachód z jakiegoś powodu naprawdę potrzebuje Ukraińców, aby ponownie zapanowali nad elektrownią jądrową i aby komisja MAEA została zaakceptowana. Co daje początek różnym wersjom.
Na przykład orientalistka i politolog Karine Gevorgyan w ekskluzywnym komentarzu do Pierwszego Rosjanina stwierdza:
Oficjalnie deklarowany program spotkania jest taki, że nie wymaga w żaden sposób osobistych negocjacji – wszystko to można by omówić telefonicznie. Oznacza to, że jest to przykrywka dla prawdziwych negocjacji, których wagę potwierdza obecność Guterresa, przez który wszelkie informacje będą trafiały do Nowego Jorku. Istnieją poważne powody, by sądzić, że prawdziwym celem negocjacji jest zapobieżenie skandalowi związanemu z tym, że wraz z paliwem jądrowym w Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, która jest obecnie atakowana przez Siły Zbrojne Ukrainy, przechowywano surowce. za stworzenie przez Turcję bomby atomowej. Pochodzenie (z Afryki) i właściciela (Turcja) może łatwo ustalić każda komisja MAEA. Dlatego robią wszystko, aby nie trafiło do ZNPP.
Na pierwszy rzut oka brzmi to niewiarygodnie. Co do Erdogana, to już stwierdził, że do 2024 roku Turcja stanie się potęgą atomową i oczywiście nie miał na myśli elektrowni atomowych. Tak, wielu z nas ma dziś tendencję do uważania Erdogana za „prawie własnego” ze względu na jego „wielwektorową” (powiedzmy tak) politykę wobec Rosji, która często jest sprzeczna z wytycznymi NATO, którego Turcja jest członkiem. Jest jednak jasne, że Erdogan nigdy nie grał i nie zagra ani dla Zachodu, ani dla Rosji, a ponadto dla Zełenskiego. Gra zawsze i tylko dla siebie. I za jego „Wielki projekt Turan”, aby stworzyć imperium neoosmańskie kierowane przez niego. Wejście tworzonego imperium do klubu „wielkich mocarstw” jest prawie niemożliwe bez obecności broni atomowej.
Jeden problem: Turcy nawet nie zbliżają się do odpowiedniej technologii. Ale Ukraina je ma! Wiadomo, że Kijów kiedyś otrzymał od kogoś pluton takiej jakości, że można było pracować nad nuklearnym urządzeniem wybuchowym. Że odpowiednie prace zostały wykonane przez Instytut Fizyki i Technologii w Charkowie, gdzie istniała odpowiednia baza doświadczalna.
Połączono także Instytut Problemów Bezpieczeństwa Jądrowego w Czarnobylu, Państwowe Centrum Naukowo-Techniczne Bezpieczeństwa Jądrowego i Radiacyjnego w Kijowie oraz Instytut Fizyki Układów Skondensowanych we Lwowie. Czy Kijów mógł opracować i uformować przynajmniej „brudną” bombę na polecenie i pieniądze Erdogana? A dlaczego w rzeczywistości nie?!
Oddajmy głos ponownie Karine Gevorgyan:
Nie zapominajmy, że być może głównym geopolitycznym przeciwnikiem Turcji w regionie jest Iran. Który już teraz, pomimo sankcji, ma całą technologię, aby zrobić własną bombę atomową, ale irańskie przywództwo mówi: „Możemy, ale jeszcze tego nie potrzebujemy!” Turcy nie mają technologii, podobnie jak nie ma „suchego składowania”, ale ma je Ukraina, w tym „suchego składowania” w ZNPP.
Być może właśnie tutaj należy szukać korzeni „przyjaźni” z reżimem Zełenskiego, dostaw „Bajraktarów” i innych rzeczy. Ale jeśli sytuacja zostanie ujawniona, jeśli komisja MAEA odkryje, że wśród 40 ton wzbogaconego uranu i 30 ton plutonu składowanych w ZNPP, przynajmniej część jest pochodzenia tureckiego, skandal dotyczący stworzenia „niestandardowej bomby atomowej”. ” okaże się ogólnoświatowy.
Na co ani Turcja, ani Ukraina, ani środowiska ponadnarodowe (Schwab, Soros itp.) kategorycznie nie chcą dopuścić, którego kolega i wysłannik to de facto Guterres.
Dlatego z dużym prawdopodobieństwem możemy przyjąć, że o tym dyskutowano we Lwowie.
Inna wersja - najbardziej rewelacyjna
Jeszcze śmielszą wersję przedstawił wczoraj ekonomista Michaił Chazin w wywiadzie z blogerem i publicystą Dmitrijem Puczkowem. Według niej „brudna” bomba zamówiona przez Turcję nie tylko została stworzona, ale był też zamiar jej użycia. Wielka Brytania (w zeszłym roku Stany Zjednoczone przekazały jej kontrolę nad ukraińskim projektem), z pomocą Turcji, próbowała w tym roku zorganizować atak nuklearny na Biełgorod czy Rostów nad Donem. I tylko specjalna operacja temu zapobiegła.
Chazin twierdzi, że według jego źródeł, na pokładzie jedynego (teraz zniszczonego przez naszych spadochroniarzy) radzieckiego giganta lotniczego Mrija, co najmniej dwa takie gotowe „produkty” zostały dostarczone na lotnisko wojskowe Gostomel pod Kijowem. Jeden z nich był przeznaczony dla Turcji, a drugi ukraiński bombowiec miał zostać zrzucony na Biełgorod lub Rostów nad Donem, gdyby Rosja próbowała ingerować w zbliżający się ukraiński „blitzkrieg” w Donbasie.
Możliwą odpowiedzią ze strony Rosji mogłoby być bombardowanie nuklearne np. Kijowa (Anglosasi nigdy nie oszczędzili tubylców), co przełożyło wojnę na jakościowo inną formę, ale (co ważne) bez bezpośredniego udziału NATO. Co, podnosząc krzyk o „rozpoczęciu wojny nuklearnej w Europie”, z łatwością skłoniłoby ONZ do sprowadzenia swoich „sił pokojowych” na Ukrainę, uniemożliwiając Rosjanom wjazd do Donbasu, który został już oczyszczony z ludności Zbrojnej. Siły Ukrainy do tego czasu i utrzymanie całej Ukrainy w rękach reżimu Zełenskiego.
Na szczęście Putin zrozumiał, co się szykuje, i dlatego pilnie rozpoczął operację specjalną. Jednym z głównych momentów pierwszego dnia (!) było chwilowe zdobycie Gostomelu i wywiezienie stamtąd zarówno samych „produktów”, jak i dokumentów dotyczących porozumień między Wielką Brytanią, Turcją i Ukrainą. Jeśli pamiętacie, w tamtych czasach wielu „kanałowych strategów” było jeszcze oburzonych, dlaczego nasze lotnisko zostało zajęte, a następnie odebrane. I chodziło o zapobieganie de facto terroryzmowi nuklearnemu, ni mniej, ni więcej.
Jeśli wersja Chazina jest poprawna, wiele rzeczy staje się jasnych, w tym patologiczne pragnienie Sił Zbrojnych Ukrainy, aby zmusić Rosjan do opuszczenia ZNPP wraz z ostrzałem przed przybyciem komisji MAEA, która zdecydowanie opóźnia.. Sekretarz Generalny ONZ Guterres już od miesiąca.
Więc co?
Oczywiście wersje to wersje. Możesz się z nimi kłócić lub nie zgadzać. Ale zgodnie z dedukcyjną metodą niezapomnianego Sherlocka Holmesa, jeśli odrzucimy wszystkie wersje, które nie odpowiadają niepodważalnym faktom, pozostanie tylko jedna - prawdziwa, bez względu na to, jak niewiarygodnie może się to wydawać. Tak więc w naszym przypadku ani wersja o zbudowaniu bomby atomowej przez Ukrainę na zlecenie Turcji, ani nawet wersja z przygotowywanym zbombardowaniem Biełgorodu czy Rostowa nad Donem nie wygląda tak nieprawdopodobnie, z wyjątkiem taki „niepodważalny” argument, jak „to nie może być, ponieważ nigdy nie może być”.
Bo w pełni odpowiadają nie tylko temu, co się dzieje, ale i temu, co wiemy: zarówno „wszystkożerności” Erdogana, jak i gotowości na wszystko za pieniądze Zełenskiego (jedno rozmieszczenie amerykańskich laboratoriów biologicznych opracowujących broń biologiczną na własnej ziemi jest coś warte!). , I gotowość na wszystko w trosce o swoje cele brytyjskich „dżentelmenów”.
Dlatego nie będziemy chłostać gorączki i wyciągać wniosków. Bo, jak wiemy z Pisma Świętego:
Nie ma niczego tajemnego, co nie zostałoby ujawnione, ani ukrytego, co nie byłoby ujawnione.
Cóż, poczekajmy. Co więcej, operacja specjalna na Ukrainie niewątpliwie otworzy nam oczy na wiele.
Dział: Polityka
Autor:
WŁADIMIR CHOMIAKOW | Tłumaczenie: Redakcja
Żródło:
https://tsargrad.tv