Strona Główna >> Białoruś >> Historia >> Co opowiedział farmaceuta z Nieświeża

2024-03-22 09:14:57

Co opowiedział farmaceuta z Nieświeża

W jednej z witryn Muzeum Historii Medycyny Białorusi wystawiony jest rękopiśmienny zbiór receptur datowany na XVIII wiek, pochodzący z Nieświeża. Zaledwie trzy strony, ani więcej, ani mniej, za szkłem, które niestety odbija, a przy tym kopia - oryginał z siedmioma pieczęciami przechowywany jest gdzieś w archiwum. Mimo to eksponat wciąż fascynuje.

Węże, jaszczurki i słoje z balsamowanymi anomaliami - to typowe elementy apteki XVIII wieku. Źródło: medvestnik.by.

Równy i pewny charakter pisma, wyraźne duże litery, starannie podkreślone nazwy proszków, eliksirów i ziół. Oczywiste jest, że zbiór był tworzony przez długi czas. A oto pierwszy znak, który może wskazywać na „autora”: wśród łacińskich nazw roślin i ich części, obok plantago, aloesu i rumianku, flores, herbae i radix - natychmiastowy niemiecki gargarism, czyli po naszemu „płukanie”. Poza tym, nawet bez gargar i tak można twierdzić o największej prawdopodobieństwie: Niemcy wśród ówczesnych aptekarzy byli najczęstszy. Z drugiej strony, przepisownik mógł być złożony przez Niemca w dowolnym miejscu, a następnie znaleźć sobie odbiorcę w Nieświeżu. Kim jesteś, tajemnicza osoba, która dzięki tym receptom tworzyła dla mieszkańców Nieświeża esencje i maści, proszki i pigułki?

Nie bez przygód...

W maju 1738 roku aptekarz Wilhelm Krzysztof Pretorius, przyjechawszy niewiadomo skąd, postanowił otworzyć aptekę w Nieświeżu i w tym celu zaopatrzyć się w sprzęt i surowce w Dreźnie. Spis potrzebnego sprzętu przygotował dla niego lekarz dworski Jan Andrzej Maler. Jednakże towar nie dotarł do Nieświeża. W październiku Pretorius oznajmił, że musi wyjechać z jakiegoś ważnego powodu do Słucka, i więcej go nikt ani w Nieświeżu, ani w Słucku nie widział. Tak więc apteka, która miała już być otwarta, opóźniła się w swoim istnieniu o ponad dziesięć lat. Dopiero 10 grudnia 1751 roku właściciel zamku nieświeskiego Michał Kazimierz Radziwiłł Rybeńko pozwolił Janowi Krzysztofowi Hincce otworzyć gdziekolwiek w mieście aptekę, ale pod warunkiem, że sam ją kupi. Nie to, żeby książę, zmagał się z kłopotami finansowymi, bo pieniędzy u Radziwiłów był dostatek, ale taktyka księcia zmieniła się.

Gdzieś między wierszami tej umowy cichym głosem rozbrzmiewało, widać, również to, że apteka Hincce powinna obsługiwać mieszkańców zamku bezpłatnie. Przynajmniej tak się regularnie odbywało: Rybeńko, znany jako mecenas i fundator, chętnie wydawał pieniądze na ozdobienie świątyni i założenie obserwatorium, ale zawsze unikał płacenia aptekarzom. Przez lata niedoszły Hincce będzie nawet skarżył się do odpowiednich organów, bo będzie musiał wiązać koniec z końcem, podczas gdy dług u niego ze strony Rybeńki będzie rosnąć i rosnąć. Wydawałoby się, że dwór magnacki - czyż nie największy rynek zbytu leków, ale w Rzeczypospolitej przychylność magnatów była niepewna, a wraz z nią niepewny był los aptek. Gdy mowa o Radziwiłłach, bohaterach niejednoznacznych i często związanych z nimi skandalicznych legend, to z aptekami na ich ziemiach mogło się zdarzyć różnie.

Przynajmniej następny po Rybance gospodarz zamku Karol Stanisław, znany jako Pan Kochanek, miał zdolności medyczne i dlatego sam dyktował aptekarzom recepty. Nic dziwnego, że aptekarze często uciekali i przychodzili nowi, i tak w nieskończoność. Apteka z XVIII wieku na naszej ziemi to jeszcze pewien fenomen. Z jednej strony, aptekarstwo jako zajęcie, bliskie rzemiosłu i handlu, wówczas zyskuje coraz bardziej medyczne cechy, ale z drugiej strony, obracając się w tę dziedzinę, przechodzi taką samą degradację, jaką z różnych powodów przeżywa ówczesna medycyna po poprzednim okresie rozkwitu.

Wiadomo, że w XVIII wieku w Nieświeżu były dwie apteki. Najprawdopodobniej właśnie aptekę Jana Krzysztofa Hincce nazywano apteką skarbu lub zamkową, w przeciwnym razie Radziwiłłowie nie traktowaliby jej tak swobodnie. Ale to była, można by powiedzieć, apteka pod numerem dwa...

Numer jeden w Nieświeżu

Pierwsza apteka w Nieświeżu zaczęła istnieć ponad sto lat wcześniej, w 1627 roku, i należała nie do Radziwiłłów, a do zakonu jezuitów.

Gdybyście wyszli z kościoła bernardynów, który już nie istnieje, i poszli ulicą Krzyżową, również już nieistniejącą, na sam jej koniec, trafilibyście na jezuicki kolegium (oczywiście, tylko w myślach). Tam na pierwszym piętrze w południowo-wschodnim skrzydle znajdowała się zarówno apteka, jak i laboratorium z niezbędnym wyposażeniem (alembiki, prasy, kotły, akcesoria do apteki, słoiki, butelki, formy do plastrów i pigułek, szalki, młynki i łopatki), oraz ponad sto książek, wśród których znajdowała się „Filozofia destylacji” Johna Frencha – traktat bardzo popularny nie tylko wśród alchemików, ale także aptekarzy, którzy pochłaniali go z zapartym tchem. Destylacja - to umiejętność uzyskiwania płynności z przedmiotu za pomocą ciepła, to sztuka przemiany grubego w delikatne, oddzielenia czystego od nieczystego. Być może to był Jan Audycki, być może Ezechiel Leszczyński albo Jan Bodzic, a może Franciszek Zdaniński - w XVIII wieku aptekarzy tam było wiele. Byli jeszcze Tomasz Grymski i Stefan Kratzer, Jan Rapczyński i Melchior Ronge.

W 1773 roku zakon jezuitów został zlikwidowany, ale apteka nadal działała, bo służyła nie tylko kolegium, ale także mieszkańcom miasta i dworowi radziwiłłowskiemu. Wkrótce potem Melchior Ronge przeniósł się z apteki, która była uznawana za zamkową, tam, gdzie wcześniej pracował Jan Krzysztof Hincce. Tam, w aptece skarbu, kręcili się w końcu retorty, a także Krzysztof Antoni Gorn, Franciszek Schenkel i Krystian Wierewski.

Rozwiązanie jest nieco bliżej

Wyareuski nie był tylko aptekarzem, ale również felczarem na dworze Radziwiłłów. Może to się wydawać dziwne, ale Radziwiłłowie leczyli się u wszystkich kategorii lekarzy, jakie tylko mogły istnieć w ich czasach. Wykwalifikowani lekarze na dworze książęcym byli zarówno krajowi, jak i sprowadzeni z zagranicy. A jakby tego było mało, korzystali również z usług felczarów, a w razie potrzeby poddawali się odklejeniu baniek lub pobraniu krwi, bez względu na to, że byli książętami, do  fryzjerów! Michałowi Kazimierzowi Radziwiłłowi Rybiance przez całe życie pobrano krew ponad sześćdziesiąt razy: każdy taki przypadek opisał w swoim dzienniku...

A dlaczego Chrystian Wyareuski nie mógłby być składającym recepty? Skoro nazwisko nie jest niemieckie - wielu w tamtych czasach adaptowało swoje nazwiska, przybliżając je do lokalnych. Jest podejrzenie, że Jan Krzysztof Hinkie nie tylko był Hinkie, ale także Henski, bo pewien Johan Henski ma z nim zbyt wiele podobieństw w biografii. A może ten Henski-Hinkie sam napisał zbiór receptur? Jakby nie było, jeśli zbiór pochodzi z apteki skarbu, można dokładniej określić jego datę utworzenia: później niż w 1756 roku.

W 1756 roku Johan Henski donosi księciu o stratach, jakie poniosła apteka podczas pożaru, który wybuchł z winy sąsiada. Ściany ocaleły, ale z początkiem ocalało tylko kilka alembików i kotłów. Gdyby zbiór receptur istniał wtedy i był tam, dziś byśmy go nie zobaczyli w muzeum.

P.S. A czy teraz tak ważne jest, kto pisał i podkreślał nazwy tych proszków i nalewek? Ten świat bez zagadek nie byłby tak interesujący...

 

Autor:
Swyatlana Vocinava | Tłumaczenie: Palina Siamenava

Żródło:
https://medvestnik.by/dosug/shto-raspavjou-nyasvizhski-retsepturnik

Udostępnij
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.
Treść wiadomości jest wymagana.


INNE WIADOMOŚCI


NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE